piątek, 19 października 2012

Rozdział I

Nickelback - Trying not to love you



Kolejny dzień kompletnej ciemności.
Usłyszałem jak ktoś powoli zbliżał się do mojego, szpitalnego łóżka. Uniosłem głowę i odwróciłem się w stronę, z której dochodził odgłos. Wyciągnąłem ręce przed siebie, w nadziei, że poczuję bawełniany materiał pod nimi.
- Tom, to ty? - Szepnąłem, zaciskając dłonie ma obszernej koszulce brata.
Szorstkie palce delikatnie przeczesały moje czarne, odrobinę przetłuszczone włosy.
- Zapuściłeś się Bill. - Rzekł rozbawiony Tom. - Chodź, pomogę ci doprowadzić się do ładu. W końcu dzisiaj opuszczasz szpital a na zewnątrz czeka na ciebie wielu fanów.
- Nie chcę. Daj mi spokój i odejdź. - Odparłem obojętnie, odwracając się do niego plecami.
Skuliłem się na łóżku i spróbowałem sięgnąć po telefon leżący na szafce nocnej. Chwyciłem komórkę, przypadkowo zrzucając kubek, który roztrzaskał się na kafelkach.
- Zadzwoń do Ade. - Podałem mu telefon – powiedz jej, że ma tu przyjechać. Nie wyjaśniaj jej niczego. Sam jej powiem.
- Po cholerę jej o tym mówić? Przecież nie widzieliście się dwa miesiące. Myślałem, że o niej zapomniałeś, że to skończone. - Rzekł czarnowłosy.
- Tom, masz do niej zadzwonić. Chociaż ciebie nie widzę, to i tak będę wiedział gdzie tobie przyłożyć, by jak najbardziej bolało. - Odpowiedziałem z przekąsem, niezgrabnie kładąc się na łóżku.
Usłyszałem, jak naciska kolejne przyciski na telefonie, by wykonać połączenie. Doskonale wiedziałem, że jego mina nie należała do najszczęśliwszych. Tom jakoś nie przepadał za Ade, lecz nie miałem pojęcia dlaczego. Mój brat powinien być szczęśliwy, że wreszcie na tym zakłamanym, pełnym fałszywości i zazdrości świecie znalazłem kogoś, przy kim mogłem być po części sobą.
Trzaśnięcie drzwi, po chwili przygnębiająca cisza.
Nienawidziłem momentu, w którym musiałem zostać sam. Przez moje upośledzenie nie byłem w stanie nawet napisać maila, bądź poczytać kolorowych magazynów związanych z modą. Od dwóch dni leżałem na łóżku, próbując przyzwyczaić się do nowej sytuacji. Niestety co chwilę strącałem coś z pobliskiej szafki nocnej – albo telefon, albo kubek, albo nawet notebooka. Czułem się cholernie źle z tym, że cały świat w jednej chwili stał się dla mnie czarną plamą. Pieprzona duma i nieodpowiedzialność. Szczeniackie zachowanie doprowadziło mnie do tego szpitala na oddział kliniczny okulistyki.
Cholerne zapalenie siatkówki.
Cholerna nieuwaga i ignorowanie objawów. Siedzenie w dymie papierosowym, kierowanie na siebie ostrych świateł pochodzących z lamp w clubie, na koncercie, bądź fleszu aparatów paparazzi. Brak reakcji na symptomy choroby. Twierdziłem, że łzawienie oczu i swędzenie z czasem minie. Niestety nasilało się coraz bardziej. Schorzenie postępowało coraz szybciej, aż osiągnęło swoje apogeum parę dni temu na koncercie w Berlin Area. W helikopterze podano mi narkozę, by przeprowadzić potrzebne badania. Gdy obudziłem się na sali, moje oczy rejestrowały jedynie ciemność. Pierwszą moją reakcją był szok i szybkie mruganie. Drugą, kompletna panika i strach. Trzeciej już nie było.
Usłyszałem, jak ktoś wszedł do pomieszczenia. Po chwili poczułem uginający się materac od naporu ciała.
- Ade zaraz tu będzie. - Odparł z niechęcią Tom, kładąc dłoń blisko mojej nogi.
- Cieszę się, że do niej zadzwoniłeś w moim imieniu. Dla mnie nawet najprostsze czynności są nie do wykonania. - Westchnąłem cicho, nakrywając głowę kołdrą.
- Dobrze o tym wiem Bill. – Słyszałem jak Tom westchnął. W jego głosie można było wyczuć smutek, lecz czemu mu się dziwiłem? Znalazłem jedyny pozytyw jaki byłem w stanie dojrzeć w tych ciemnościach to, to iż mój słuch zdecydowanie się wyostrzył. Słyszałem lepiej i więcej niż kiedyś. – Ale szczerze mówiąc należało ci się. Wychodzi twoja głupota i nie słuchanie tych, którzy ci powtarzali, żebyś ruszył ten swój kościsty tyłek i zaczął to leczyć.
- Mógłbyś chociaż raz się zamknąć i mnie wesprzeć, a nie pierdolić od rzeczy. Jak tylko przyjedzie Ade, nie wchodź tu. Chcę porozmawiać z nią sam.
- Może ona będzie mądrzejsza chociaż trochę i ci da spokój teraz. – Nie muszę wspominać, ze mój brat potrafił zirytować mnie w bardzo prostu sposób? Nie miałem siły się z nim kłócić, ani tym bardziej ochoty. Przemilczałem jego słowa i powoli odwróciłem się w drugą stronę, by znów leżeć plecami do niego. I tak minęło nam trochę czasu. Po tych kilkunastu minutach Tom oznajmił mi, że idzie na dół, po Adriannę. I tak zostałem znowu sam.
~*~
     Od dwóch miesięcy kompletna cisza. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego przestał się odzywać. Nie odbierał moich telefonów, nie odpisywał na smsy.
Przez pierwsze parę tygodni wychodziłam z siebie starając się przypomnieć sobie coś, co mogłoby spowodować takie zachowanie u niego, ale niestety nic nie znalazłam. Nie mógł się przecież domyślić nagle, że nie jest już dla mnie tylko przyjacielem. Bill nie widział takich rzeczy, jestem tego w stu procentach pewna. Nawet po tamtej jednej imprezie, kiedy przesadziłam z ilością drinków, a on poniekąd to wykorzystał i przespał się ze mną, nic nie zauważył. Myśli, że nie bardzo byłam świadoma tego co robię, ale akurat dokładnie wszystko pamiętam. Dla niego to była jednorazowa przygoda, dla mnie… Dla mnie coś się zmieniło. To był ten moment w którym zrozumiałam, że Bill przestał być tylko przyjacielem, co usilnie starałam sobie wmówić przez większość czasu w jego obecności.
To śmieszne, że rozmowy na temat samochodów czy chociażby jego psów mogą nas tak cholernie zbliżyć. W dodatku zwykłą przyjaźń z tym człowiekiem przypłacam głupimi podtekstami wielu fanek, czy też oglądaniem siebie w zwykłych brukowcach.
Jeśli ktokolwiek twierdzi, że takie życie mi się podoba, że dzięki niemu chcę się wybić – jest w błędzie. Nie rozumiem, nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy myślą, że każda osoba, która zbliży się do słynnych bliźniaków chce sobie zrobić z nich portfel, swoje źródło dochodów.
To, że Tom źle trafił nie oznacza, że Bill także. To wydaje mi się być chore, po prostu.
Mniejsza z tym. Po trzech tygodniach zastanawiania się nad tym wszystkim postanowiłam czekać. Wiedziałam, że miał koncerty, mnóstwo koncertów, ale wiedziałam też, że na jednym z koncertów coś się stało i od tamtego momentu pojawiła się cisza. Nie muszę chyba mówić głośno o tym, że naprawdę się o niego boję? Ta cisza mnie kompletnie przeraża. Jeżeli coś mu się stało, dlaczego nikt mi nic nie powiedział? Co prawda Tom… Tom raczej by tego nie zrobił, przecież on się do mnie nie odzywa, chyba że Bill mu karze, to już inna bajka.
Westchnęłam biorąc do ręki kubek ze świeżo zaparzoną kawą z odrobiną mleka i przewróciłam stronę w książce. Tak, staram się na bieżąco uczyć materiałów, by w trakcie sesji nie ślęczeć nad książkami całych dni i nocy. Nie potrafiłabym tak. Zresztą co innego mam do roboty? Wszyscy moi znajomi poodsuwali się ode mnie w momencie kiedy wyszło na jaw, że spotykam się w pewnym sensie z Billem. Bo oczywiście tak wypisują we wszystkich szmatławcach jak tylko nas przyłapią gdzieś na mieście. Prawdę mówiąc to stało się już irytujące, szczególnie teraz kiedy ktoś, gdzieś zrobi mi jakieś zdjęcie i pojawi się ono w internecie z różnymi docinkami typu „Znudziła się Billowi Kaulitz i została pozostawiona sama sobie”. Nie mam pojęcia jak Bill wytrzymuje tego typu rzeczy. Mnie osobiście to już męczy.
Odłożyłam książkę na drewniany stolik i odstawiłam obok niej kubek, po czym zabrałam z nóg koc i wstałam podążając w stronę kuchni. Zachciało mi się nagle czegoś słodkiego. Miałam nadzieję, ze mam jeszcze jakąś czekoladę albo chociaż batonika. Ostatnio miałam dziwne zapotrzebowanie na cukier. Było to zapewne spowodowane pogodą za oknem. Był listopad, raz deszcz, raz słońce; za moment lekki przymrozek a po chwili temperatura dochodziła do prawie zera stopni. Takie wahania są najgorsze. Muszę przyznać, ze jestem pełna podziwu sama dla siebie, iż jeszcze jestem zdrowa.
Otworzyłam szafkę w poszukiwaniu czegoś co zawierałoby czekoladę. Jedna rzecz jaką znalazłam była połową mlecznej czekolady „Milka”. Na moich ustach od razu pojawił się uśmiech, a oczy zapewne zabłysnęły z uciechy. Zamknęłam szafkę i zaczęłam wracać powoli w stronę kanapy, która stała w niewielkim saloniku, mojego małego, ale własnego mieszkania. Może nie było nie wiadomo jak luksusowe, ale mnie cieszył sam fakt, że jest moje. Odpakowałam słodycz i odłamałam jedną kosteczkę wkładając ją do ust. Wyraz mojej twarzy był zapewne kompletnie rozanielony.
Z mojej małej chwili radości wyrwał mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Spojrzałam niezadowolona na wyświetlacz, kto śmiał przerwać mi tę przyjemność. I o mało się nie udławiłam resztką czekolady. „Połączenie przychodzące: BILL”. Od razu rzuciłam się do telefonu, jak głupia. I nie mam pojęcia dlaczego, ale cała zaczęłam się trząść. W końcu nacisnęłam przycisk „Odbierz” i przyłożyłam telefon do ucha.
- Bill, w końcu, co się z tobą działo?! – Niemalże pisnęłam do telefonu, tak przejęta tym, że czarny do mnie dzwoni.
- Nie ciesz się tak. – Z moich ust od razu zszedł uśmiech. Tom. – Mam ci tylko przekazać, że masz przyjechać do University Hospital Hamburg-Eppendorf. Masz pół godziny na to. – Tom jak zwykle nawet w takiej sytuacji pokazywał jak bardzo mnie nie lubi. Ten człowiek zaczynał się robić powoli śmieszny.
- Ale co się stało? Tom, do cholery, to możesz mi powiedzieć.
- Bill sam ci wyjaśni. Będę czekać na dole, cześć. – Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, bo usłyszałam to charakterystyczne pikanie w słuchawce. Od razu odłożyłam telefon na stolik i zostawiając wszystko na stoliku pobiegłam do swojego pokoju, w międzyczasie ściągając z siebie dresy i koszulkę. Miałam zbyt mało czasu, żeby brać po raz kolejny prysznic czy coś w tym stylu.
Wsunęłam na biodra dżinsy i założyłam pierwszą lepszą bluzkę, która nie byłaby przeznaczona do prania. Poszłam do łazienki, by chociaż położyć odrobinę tuszu na rzęsy. Bałam się tego, co może być z Billem. Był w szpitalu, więc… Miałam dziwnie czarne myśli. Ale tak chyba ma każdy kto dostaje taką informację. Związałam włosy w prowizoryczny kok, po czym wyszłam z łazienki kierując się w stronę pokoju by wziąć z niego torebkę i wszystkie dokumenty.
Zanim wyszłam z mieszkania dopiłam jeszcze swoją kawę i sprawdziłam czy wszystko powyłączałam. Założyłam na nogi buty, a na ramiona zarzuciłam wiosenny płaszczyk. Następnie wyszłam z mieszkania zamykając je. Zbiegłam po schodach na dół i przebiegłam przez podwórko do swojego samochodu. Na szczęście dzisiaj nie miał problemu z odpaleniem i dość szybko znalazłam się na hamburskiej ulicy. Musiałam przyznać, że dłuższą chwilę zajęło mi zastanowienie się jak dojechać do szpitala omijając wszelkie większe ulice, na których mógł być korek w tym momencie. W końcu był środek dnia, w środku tygodnia.
Po około dwudziestu minutach odtarłam do szpitala. Znalezienie miejsca na parkingu nie było trudne. Większą trudnością było przedostanie się przez tłum fanek, które były odgrodzone barierkami – na szczęście. Nawet w tym momencie nie darowały sobie głupich komentarzy pod moim adresem. Ale postanowiłam się tym nie przejmować. Kiedy tylko weszłam do środka zobaczyłam Toma na końcu korytarza. O mało się nie zabiłam idąc dość szybko w jego kierunku. Czułam jak serce bije mi w klatce, zupełnie tak jakby za moment chciało z niej wylecieć.
- Co się z nim stało? – Spytałam zatrzymując się przed Tomem i starając się złapać powietrze.
- Powiedział, że chce sam ci wyjaśnić. Miałem zabrać go do domu, ale uparł się, że chce żebyś przyjechała. Co prawda nie wiem po co, ale… - Wzruszył ramionami i ruszył w stronę windy. Posłusznie ruszyłam za nim, czując że lada moment się rozpłaczę ze strachu. Westchnęłam cicho opuszczając głowę w dół, po czym weszłam za nim do windy. I nawet w tym momencie czułam jego niezbyt pozytywne uczucia, jakie żywił do mnie. Postanowiłam, że o nic więcej nie będę go pytać, skoro Tom ma taki problem z zaakceptowaniem mnie chociaż w najmniejszy sposób, nawet w takim momencie, kiedy jego brat jest w szpitalu i chce żebym do niego przyjechała.
Wjechaliśmy na trzecie piętro. „Oddział kliniczny okulistyki”. Przeklęłam cicho pod nosem kiedy wyszliśmy z windy i ruszyliśmy w kierunku tego oddziału. Co ten idiota mógł zrobić, skoro wylądował na takim oddziale. Poprawiłam torebkę na ramieniu idąc tuż obok Toma. Przy nim wyglądałam dość zabawnie, a co dopiero przy Billu, który był od niego wyższy.
- Wejdź. – Powiedział do mnie Tom, zatrzymując się przed pokojem numer 394. Przełknęłam głośno ślinę, po czym nacisnęłam na klamkę wchodząc do środka. Leżał skulony na łóżku. I to był właśnie ten moment, w którym poczułam dziwny ucisk w sercu.
- Bill? – Wyszeptałam powoli podchodząc do jego łóżka. W międzyczasie zsunęła torebkę z ramienia i ściągnęłam z siebie płaszcz, kładąc go na krześle.
~*~
     Wraz z uchyleniem się drzwi wejściowych do moich nozdrzy dotarł silny zapach piżma z nutką orchidei. Doskonale wiedziałem, że do sali weszła Ade – urocza brunetka o niebieskich oczach.
- Bill? - Wyszeptała.
Zaledwie zdążyłem usiąść na łóżku, gdy poczułem ciepłe, drobne ciałko wtulające się we mnie. Zapach jej perfum był dla mnie cudownym bodźcem, którego brakowało mi przez ostatnie dwa miesiące. Pogładziłem czule jej plecy, przytulając ją do siebie jeszcze bardziej.
- Bill, martwiłam się o ciebie. - Szepnęła, chwytając mnie za koszulkę – Cholera, co ty w ogóle robisz na tym oddziale?
Odpowiedź na to pytanie nie chciała wydobyć się z mojego gardła, więc powoli i niezgrabnie ułożyłem palce pod jej brodą i uniosłem ją w taki sposób, by na mnie spojrzała.
Po chwili poczułem jak drobne łzy spływały po moich palcach. Płakała. Nienawidziłem chwil, w których doprowadzałem ją do smutku. Czułem się wówczas winnym jej mokrych, lekko zarumienionych policzków. Usłyszałem jak z trudem łapała powietrze.
Ponownie ją przytuliłem, szepcząc:
- Nie płacz mała. To tylko i wyłącznie moja głupota.
Pomimo moich słów nadal cicho łkała. Pogładziłem czule jej plecy, próbując dodać jej otuchy. Przesunąłem rękę nieco wyżej, po czym poprzez wsunięcie dłoni w ciemnobrązowe włosy zsunąłem gumkę, która tworzyła uprzednio prowizorycznego koka. Uczyłem się na nowo ich struktury, owijając pojedyncze kosmyki wokół palca wskazującego, bawiąc się nimi jak małe dziecko.
Nagle poczułem ciepłe, lekko wilgotne wargi na swoich. Zaskoczyła mnie tym gestem, lecz zdecydowałem się na czułe odwzajemnienie pieszczoty. Pocałunek, po utracie wzroku, dawał mi kompletnie inne odczucia, które były wielokrotnie silniejsze niż normalnie. Jej szczupłe dłonie znalazły się na moich policzkach i delikatnie zaczęły je gładzić. Nie przeszkadzał jej mój dwudniowy zarost, którego często „brzydziły się” inne dziewczyny, co było dla mnie dziwne. Nie ukrywałem, że sprawiało mi to przyjemność. Czułem, że Ade akceptowała mnie takiego jakim byłem.
Gwałtowny powiew wiatru, który uświadomił mi, że nie jesteśmy sami. Postanowiłem jednak nie rezygnować z przyjemnej pieszczoty jaką mi dawała. Całowałem ją z coraz większą pasją i namiętnością, lecz ona gwałtownie ją przerwała odsuwając się ode mnie. Nie bardzo rozumiałem dlaczego zrezygnowała tak nagle z tej przyjemności, tak jakbym coś jej zrobił.
- Przepraszam Bill. Nie powinnam… Powinnam już iść. – Jej głos drżał, była bardzo niespokojna. Poczułem jak materac ponownie ugina się, a po chwili wraca do poprzedniej formy.
Poderwałem się z łóżka i w ostatniej chwili chwyciłem ją za nadgarstek.
- Ade, proszę zostań. Nie wyjaśniłem ci jeszcze wszystkiego.
- Nie masz jej czego wyjaśniać Bill – Rzekł chłodno mój brat.
- Kurwa, prosiłem cię o coś. Z łaski swojej zostaw nas samych. – Skierowałem głowę w kierunku, z którego pochodził jego głos.
- Pośpiesz się kretynie, za dwie godziny musisz być gotowy na dole. – Odparł niechętnie Tom wychodząc z sali.
Przez krótki czas słyszałem jedynie nasze spokojne oddechy. Nadal trzymałem Ade za nadgarstek, lecz po chwili ją puściłem. Czułem, że patrzy się na mnie z niedowierzaniem zmieszanym z odrobiną złości i współczucia. Przejechała ostrożnie palcami po moim policzku, jakbym był z porcelany. Westchnęła cicho, po czym ujęła moją dłoń i zaczęła prowadzić mnie w nieznanym kierunku. Podążyłem ufnie za nią, trzymając się jej mocno. Niepewnie stawiałem każdy kolejny krok, co było dla mnie cholernie niekomfortowe. Po chwili usłyszałem jak brunetka odkręciła kran i zaczęła szperać w mojej kosmetyczce.
- Co ty robisz? – Spytałem, próbując oprzeć się o pobliską ścianę.
- Za dwie godziny musisz być gotowy. Pomogę Ci ze wszystkim. – Odpowiedziała, nie przerywając poszukiwania czegoś w torbie.
- Nie zobaczysz mnie nago. Widziałaś raz. Raz za dużo.
Skrzyżowałem dłonie na klatce piersiowej, z sukcesem opierając się o drzwi.
- Boisz się, że znowu wyśmieję wielkość twojego przyjaciela? Nie martw się, nie będę aż tak złośliwa dla niewidomego. – Odparła z rozbawieniem, zakręcając kran.
Prychnąłem cicho, unosząc głowę do góry.
- O ile pamiętam był za duży dla ciebie. Ale jak chcesz, możemy się przekonać raz jeszcze. – Udało się jej poprawić mi humor. To było całkiem w porządku.
- Może kiedyś, a teraz nie marudź. Chyba, że wolisz, aby opisali Cię jako śmierdzącego Billa Kaulitz i żeby wszystkie twoje fanki nagle się od ciebie odwróciły.
- Czy ty właśnie stwierdziłaś, że śmierdzę? – Zapytałem z lekkim niedowierzeniem.
- Tak, właśnie stwierdziłam, że śmierdzisz, Bill. - Powiedziała, a ja wydałem z siebie zduszony okrzyk. Jak ona mogła stwierdzić, że śmierdzę? Przecież Tom pomagał, właściwie to mnie ogarniał.
- Okej. Ale pod jednym warunkiem. Ty wchodzisz tam ze mną. Naga. - Wzruszyłem lekko ramionami.
- Nie ma mowy Bill. - Usłyszałem od niej w odpowiedzi.
- Halo, czy ja muszę ci naprawdę przypominać, że nie widzę? Więc jeśli ja mam być nagi, to chociaż tak wyrównaj szanse. - Powiedziałem prychając cicho pod nosem.
- Słyszałam to Bill. - Uśmiechnąłem się triumfalnie kiedy chwyciła mnie za rękę i znowu zaczęła gdzieś prowadzić. Nie było wyzwaniem przekonanie jej.
Po chwili zatrzymaliśmy się a ona zaczęła mnie rozbierać. Ściągnęła mi koszulkę i spodnie dresowe pozostawiając w samych bokserkach. Słyszałem coraz szybszy i głośniejszy oddech Ade, gdy sięgnęła za gumkę mojej dolnej bielizny, by pomóc mi ją zdjąć. Uśmiechnąłem się cwaniacko, gdy zsunęła je ze mnie jednym sprawnym ruchem.
- Poprawiłaś się od ostatniego razu. – Odparłem nieco złośliwie, po czym usłyszałem jej prychnięcie.
- Nie nadwyrężaj mojej cierpliwości Kaulitz, bo może się źle to dla Ciebie skończyć. – Fuknęła, popychając mnie w głąb pomieszczenia.
Uderzyłem plecami o chłodne kafelki a po chwili poczułem gorące krople wody na swoim ciele. Nie minęła minuta a miękkie, szczupłe dłonie wcierały w moją skórę kokosowy żel pod prysznic. Wziąłem głęboki wdech, rozkoszując się zapachem. Wyobrażałem sobie, że znajduję się na Karaibach, leżę na rozgrzanym piasku pod palmą, pijąc malibu. Obok znajdowała się seksowna brunetka, która masowała moje obolałe plecy. Każdy ruch jej zręcznych dłoni sprawiał mi nieziemską przyjemność, którą okazywałem poprzez ciche westchnięcia rozkoszy.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie dziki napad śmiechu.
- Co jak co Kaulitz, ale ja Ci więcej nie pomagam. – Wydusiła z siebie po chwili, nadal śmiejąc się w niebogłosy.
- Z czego się śmiejesz? - Zapytałem nie bardzo rozumiejąc o co jej chodzi.
Dopiero po chwili zrozumiałem, że musiałem się całkiem nieźle podniecić przez moją nazbyt wybujałą wyobraźnię. Nie byłem w stanie ukryć swojego zmieszania, które objawiło się również w postaci rumieńców.
- Już i tak widziałam, nie musisz się wstydzić, Bill. - Odpowiedziała mi ze śmiechem.
Nie mogłem uwierzyć, że ot tak łatwo się podnieciłem i dałem jej powód do śmiechu. Zapewne pomyślała, że to z jej powodu.
- Ade, nie masz powodów do radości, jeśli myślisz, że ty tak na mnie podziałałaś, skoro cię nie widzę... - Powiedziałem i wyciągnąłem rękę w stronę z którego czułem jej ciepły oddech na swoim wilgotnym ciele. To czego dotknąłem zapewne było jej brzuchem. Pogłaskałem go pewnie, po czym przesunąłem wyżej dłoń. Kolejnym moim celem były jej piersi, które po chwili wyczułem pod palcami. Dotykałem je, uśmiechając się zadziornie. Moja radość jednak nie trwała zbyt długo, bo po niecałej minucie zostałem uderzony w ręce.
Usłyszałem, jak chwilę później opuściła kabinę. Czekałem na jakiekolwiek polecenie, lecz nastąpiła cisza. Najwyraźniej wycierała się i ubierała. Nagle chwyciła mnie za nadgarstek i wyprowadziła mnie na zewnątrz. Dostałem puchaty ręcznik z poleceniem osuszenia swojego ciała. Niezdarnie wykonałem swoje zadanie, wielokrotnie się potykając. Po dłuższym czasie Ade pomogła mi doprowadzić się do ładu.
Czysty, świeży i pachnący, przy odrobinie pomocy brunetki po dwóch godzinach stałem gotowy na dole z wypisem w dłoni.
Cieszyłem się, że opuszczałem ten cholerny szpital. Miałem cichą nadzieję, że nigdy tam nie wrócę…

6 komentarzy:

  1. Śmieję się jak głupia xD
    Dobree! Dobry pomysł oraz dobre wykonanie, życzę wam powodzenia ^^
    To dopiero 1 odcinek, więc za bardzo nie ma co komentować, chociaż współczuję Billowi, choć był głupi. A Tom... Nie rozumiem, dlaczego nie lubi Ade. Fajna jest! xD No nic, więc życzę wam weny i pozdrawiam ^^
    PS. zapraszam do siebie http://my-deadly-poison.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow... Więcej nie jestem w stanie napisać. Po prostu już uwielbiam to opowiadanie *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiem Wam, ze od dawna tak się nie uśmiałam. Odcinek Wam się udał. I to bardzo :D
    A tą Ade bardzo polubiłam ^^ I niech Tom ja w końcu zaakceptuje. To, że on trafił na nie taką, to nie znaczy, że Bill też. I tak nawiasem. Niezłą babe tu z Rii zrobiliście hahaha. Szkoda mi tylko Billa(no kurwa mi serio wszystkich jest szkoda ;/ ), że nigdy ( a może jednak kiedyś jednak) nie zobaczy już niczego. Może kiedyś odzyska wzrok?
    Wany, wany i piszcie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne ,aż uśmiech nie chce mi z twarzy zejść i mam pytanie czy to będzie twincest czy nie ? I zapraszam na nowe notatki do twincest-sado.blogspot.com i cos-slodkiego-i-cos-gorzkiego.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Bill niewidomy, aż mi się przykro zrobiło. Uśmiech na koniec tego odcinka nie chciał mi zejść z twarzy. Tom, nie podoba mi się tutaj, jest szorstki, wredny i nieczuły. Czasami się go nawet boje, a to dopiero początek.

    OdpowiedzUsuń